Dziś w naszej klasie wydarzyło się coś naprawdę pięknego. Coś, co przypomniało mi, dlaczego kocham być nauczycielem. To była lekcja matematyki, ale inna niż zwykle. Taka, która zostaje w sercu na długo. Nie dlatego, że dzieci rozwiązywały trudne zadania, nie dlatego, że ćwiczyliśmy kolejne działania… ale dlatego, że matematyka stała się prawdziwa. Pachniała goframi, brzmiała śmiechem i błyszczała w oczach dzieci.
Na początku nic nie zdradziłem. Powiedziałem tylko, że będziemy utrwalać litry, dekagramy, że będziemy pracować z przepisem. Widziałem, jak dzieci patrzyły z lekkim zaciekawieniem, ale jeszcze nie wiedziały, co je czeka. I bardzo dobrze – bo niespodzianka miała dopiero nadejść.
Każda grupa dostała ode mnie dwie kartki A3. Na jednej znajdował się przepis na gofry – ale pocięty na części. Na drugiej – miejsce, by ten przepis ułożyć w odpowiedniej kolejności i nakleić. Dzieci zabrały się do pracy z zaangażowaniem, czytały, układały, dyskutowały. Widok skupionych, wspólnie pracujących małych głów był piękny. Gdy wszystkie przepisy zostały ułożone, sprawdziliśmy je razem.
A potem… powiedziałem coś, co zmieniło wszystko: – A teraz… upieczemy gofry według tego przepisu.
– Ale jak to? Tak naprawdę?! – usłyszałem zdziwione, ale podekscytowane głosy.
– Tak, naprawdę.
I wtedy się zaczęło. PRAWDZIWA lekcja. PRAWDZIWA radość. PRAWDZIWA matematyka. Dzieci pracowały w grupach, każda z nich przygotowywała ciasto. Mierzyły mleko, ważyły mąkę, liczyły łyżki cukru, przeliczały, czy wszystko się zgadza. I wiecie co? Nie trzeba było im mówić, co i jak – one same wiedziały, albo dopytywały siebie nawzajem. Wspierały się, pomagały, szukały rozwiązań. Były w tym całkowicie zanurzone.
To była lekcja, w której matematyka była potrzebna po coś. Dla smaku, dla wspólnego celu, dla radości.
Potem przyszedł czas pieczenia. Adaś z powagą pełnił funkcję strażnika gofrownicy. Każde dziecko miało swoją rolę, każdy był ważny. W międzyczasie, czekając na pierwsze gofry, dzieci rozwiązywały zadania tekstowe – oczywiście z motywem gofrowym. I nagle nawet trudniejsze zadania stawały się… ciekawsze. Bo były o czymś, były nasze.
A gdy w końcu zapach świeżych gofrów wypełnił klasę – zaczęła się uczta. Każdy mógł wybrać, z czym zje swojego gofra. Czekolada? Masło orzechowe? Dżem? Bita śmietana? Tak! Tego dnia nie było złych odpowiedzi. Była za to masa radości, śmiechu, rozmów i wspólnego bycia razem.
Dlaczego ta lekcja była tak ważna? Bo pokazała dzieciom, że matematyka to nie tylko cyferki w zeszycie. To narzędzie, które pomaga nam tworzyć, rozumieć, działać. Bo nauczyła je współpracy, cierpliwości, organizacji. Bo dała im przestrzeń, by się wykazać – każdy mógł wnieść coś od siebie. Bo wreszcie – była pełna radości. A radość z nauki to największy prezent, jaki możemy dać dzieciom.
Dziś nie tylko piekliśmy gofry. Dziś piekliśmy wspomnienia.
Dziś dzieci uczyły się życiowej matematyki – tej, którą się czuje, dotyka, smakuje.
I za to dziękuję im z całego serca. Z takimi dniami szkoła naprawdę ma sens. 💛
kontakt@wklasiepanamateusza.pl
A website created in the WebWave website builder