Nauka czytania i pisania rozpoczyna się od opanowania liter. To proces wymagający nie tylko poznania ich kształtu i brzmienia, ale także rozwijania koordynacji wzrokowo-ruchowej, pamięci, koncentracji i motoryki małej. Dlatego tak ważne jest, by nauka liter nie była ograniczona wyłącznie do biernego oglądania znaków graficznych czy mechanicznego ich odtwarzania. Z pomocą przychodzi Metoda Dobrego Startu, która łączy elementy wzrokowe, słuchowe i ruchowe, angażując jednocześnie wiele zmysłów dziecka. Dzięki polisensorycznemu podejściu litera staje się czymś więcej niż tylko symbolem – staje się doświadczeniem, które dziecko może zobaczyć, usłyszeć, dotknąć i wykonać ruchem.
Co to znaczy, że uczymy się liter polisensorycznie? To znaczy, że uruchamiamy różne zmysły jednocześnie: wzrok, słuch, dotyk, a nawet ruch całego ciała. Dzięki temu litera nie jest tylko symbolem widocznym na kartce, ale nabiera kształtu, faktury, brzmienia i rytmu. Dziecko doświadcza jej w pełni – widzi ją, słyszy, czuje palcami i zapisuje w pamięci ruchowej.
Kiedy pracowałem jeszcze w zerówce, przygotowałem dla dzieci alfabet sensoryczny. Każdą literę wycinałem z innego materiału: tapety o przeróżnych fakturach, papieru ściernego, karbowanego czy kawałków filcu. Wszystko nakleiłem na tekturę, tak aby litery były trwałe i wygodne w użyciu. Dzieci mogły przejechać palcem po literze, poczuć jej kształt, a przy okazji zapamiętać, jak prowadzić rękę przy pisaniu.
Zazwyczaj każdej literze towarzyszy piosenka – choć nie zawsze jest to konieczne. Ważniejsze jest to, że pokazuję dzieciom dokładnie:
gdzie zaczynamy pisać literę,
gdzie kończymy,
czy w trakcie musimy oderwać rękę, a jeśli tak – ile razy i w którym miejscu,
czy są momenty, gdy paluszek przejeżdża w tym samym miejscu dwa razy.
To są te małe sekrety liter, które dzieci odkrywają z zaciekawieniem. Potem bawimy się w „pisanie w powietrzu” – wielkimi ruchami ramion, całym ciałem. Zdarza się, że litery „rysujemy” na plecach kolegi, a on zgaduje, jaka to litera. Kolejnym etapem są tacki z kaszą – gdzie palcem można odtwarzać kształt, a jednocześnie czuć lekki opór pod palcami.
Może ktoś zapyta – czy naprawdę trzeba aż tylu kroków, by nauczyć dziecko litery? Czy nie wystarczy pokazać kształtu i kazać przepisać do zeszytu?Odpowiem z pełnym przekonaniem – to, co robimy, ma ogromne znaczenie.
Dzięki takim zajęciom dzieci:
łatwiej zapamiętują litery, bo angażują więcej zmysłów – a im więcej kanałów, tym mocniejsze ślady w pamięci,
poznają litery w działaniu, a nie tylko w teorii – litera staje się realnym doświadczeniem, a nie abstrakcyjnym znakiem,
rozwijają motorykę małą i dużą, co później przekłada się na sprawniejsze pisanie,
ćwiczą koncentrację i uważność – gdy śledzą, gdzie odrywamy rękę, ile razy prowadzimy palec po tej samej linii,
uczą się przez zabawę, a to naturalny sposób zdobywania wiedzy w młodszym wieku,
zyskują poczucie sukcesu – każdy może litery dotknąć, „wytańczyć”, narysować w kaszy.
Najważniejsze jednak jest to, że litera nie staje się dla dziecka przeszkodą, lecz przyjacielem. Uczniowie nie boją się liter, bo od początku są z nimi oswojeni, mają z nimi dobre wspomnienia i kojarzą naukę z radością.
Dla mnie ta droga – od sensorycznego alfabetu, przez śpiew, ruch i zabawę – jest najpiękniejszym sposobem uczenia. Bo nauka liter to nie tylko przygotowanie do czytania i pisania. To także budowanie radości odkrywania, cierpliwości i wiary w to, że każdy może nauczyć się w swoim tempie, swoim sposobem.
I właśnie dlatego wierzę, że litery można nie tylko poznać, ale także… pokochać.
kontakt@wklasiepanamateusza.pl
A website created in the WebWave website builder